Frasobliwy Piąty

Rzeźba w pewnym sensie przełomowa, dająca mi ogromną satysfakcję i pokazująca że się da.

Jakiś czas temu, byłem w schowanej na kompletnym zadupiu galerii ze sztuką ludową, gdzie za kartonami chińskim zabawek i innych suwenirów, stały zakurzone i zapomniane rzeźby lokalnych autorów. Od początku moją uwagę przykuła figura św. Michała Archanioła. Anioł był wyrzeźbiony (wyszarpany, wypluty!) z jednego kawałka drewna. Miał około 1m wysokości i stał w dynamicznej pozie, przyciskając kolanem pokonanego oponenta. Na pierwszy rzut oka można było odnieść wrażenie że rzeźba jest byle jaka, chaotyczna, zrobiona od niechcenia i nawet nie wykończona, jednak po dokładnym przypatrzeniu się odsłaniała oczom mistrzostwo fachu. Każde jedno uderzenie (szarpnięcie) dłutem miało tam jakiś cel. Archanioł nie był do końca proporcjonalny, ale jego karykaturalność znikała w zestawieniu z niezwykle wiernym oddaniem mięśni. Nie chodzi tu o perfekcję i gładkość w stylu renesansowych rzeźbiarzy, lecz o niezwykłą umiejętność oddania przy jak najmniejszej ilość uderzeń dłuta anatomii człowieka. Archanioł był żywy!

Niestety bez zakupu nie dowiedziałem się nazwiska autora ani nawet miejsca zamieszkania. Po powrocie do domu byłem dobity. Zżerała mnie zazdrość, że ktoś potrafi z taką lekkością i od niechcenia pokazać to nad czym ja spędzam masę czasu i to z nędznym skutkiem. W amoku próbowałem zrobić coś na podobnej zasadzie, ale moja motywacja okazała się ślepą uliczką.

Wróciłem do galerii.

Cena za archanioła okazała się tak samo wygórowana jak poprzednim razem, a sprzedawczyni widząc że mi zależy tym bardziej nie chciała ujawnić autora. Kupiłem inną pracę tego rzeźbiarza- była podpisana inicjałami B.Ś. Poszukiwania autora trwały jakiś czas. Po miesiącu odpuściłem sobie całkowicie prawie o nim zapominając, aż zupełnie przez przypadek trafiłem na katalog z jakiejś wystawy. Na okładce była twarz Chrystusa frasobliwego wykonana w tym stylu co archanioł. Na szczęście na końcu katalogu znalazła się drobniuteńkim druczkiem wypisana tożsamość autora. Jeszcze tego samego pojechaliśmy do niego z żoną.

Nie udało się z nim spotkać i porozmawiać za pierwszym razem, dopiero po tygodniu miałem okazję poznać go i pooglądać przy pracy. Efektem tego spotkania jest Frasobliwy Piąty.

Prace zrobiłem w ciągu kilku wieczorów.  Główna szarża miała miejsce w specyficznych okolicznościach przyrody podczas słuchania „Live after death” we Wieczorze płytowym (ciekawe czy ta muzyka i mój ówczesny stan nie są w tym wypadku także bez znaczenia?) . Nie robiłem wcześniej żadnych szkiców ani planów, po prostu wziąłem dłuta i „kułem”.

Od spotkanego wcześniej B.Ś. wziąłem to co mi pokazał najlepszego i dodałem resztę od siebie.

Podziel się!