Zafrasowany

Miliard lat temu, kiedy zew wspinaczkowy nie pozwalał mi na wspinanie się o własnych siłach, uprawiałem coś na kształt wspinaczki hakowej, tj drzewa, które były nie do zdobycia obijałem stopniami i z ich pomocą próbowałem przejść trudności. Kilka drzew w ogrodzie jest tak okaleczonych do tej pory, niektóre poszły z dymem. Oczywiście, nie zawsze drabinka wytrzymywała mój ciężar i drzewo pozostawało niezdobyte (taka mała ciekawostka: jeżeli w drewniany stopień przymocowany na środku gwoździami wbije się jeszcze więcej gwoździ to konstrukcja wcale nie staje się mocniejsza :O). Jednym z niezdobytych drzew był rosnący przed domem orzech, który wolał spróchnieć niż dopuścić gówniaka na szczyt. W końcu został pocięty i spalony. Przez kilka lat potykałem się o jego spróchniałe kawałki w szopce- kiedyś zastanawiałem się nawet czy nie da się z nich czegoś zrobić, ale te na które trafiałem rozpadały się w rękach.

Zdążyłem się z domu (częściowo) wyprowadzić, a o orzechu zapomniałem do momentu, aż znalazłem jeden kawałek obok pieca, przygotowany do spalenia. Obwódka była cała! Kawałek zamiast w piecu, wylądował u mnie w warsztacie.

Kiedy wydłubywałem z niego próchno trafiłem na wrośnięte w korę dwa gwoździe będące pozostałością po dawnych wyczynach. Gwoździe zostały, do nich zaś doszły kolejne i powstała kolejna rzeźba „zakopiańska” pt. Zafrasowany. W zamyśle miało to być przedstawienie Chrystusa frasobliwego, symbolika jednak zawiera wątek autobiograficzny (i nie chodzi tutaj o łażenie po drzewach).

 

Podziel się!